Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/generis.pod-poglad.ostrowiec.pl.txt): Failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/server933059/ftp/paka.php on line 5

Warning: Undefined array key 1 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 13

Warning: Undefined array key 2 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 14

Warning: Undefined array key 3 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 15

Warning: Undefined array key 4 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 16

Warning: Undefined array key 5 in /home/server933059/ftp/paka.php on line 17
Znowu. Przyjechała do Indiany, żeby nie myśleć o tym facecie,

się dowiedzieć, co zrobił z moim synem...

Znowu. Przyjechała do Indiany, żeby nie myśleć o tym facecie,

- Znalazłam go - powiedziała. - Znalazłam Justina.
przez granicę porwane dzieci, pewnie bym do ciebie nie dotarła. Ale
- Cass, kocham cię. - Zamrugał, jakby wstydził się do tego przyznać. Jakby te dwa słowa miały nadać kurs ich

z jaką ta kobieta popełniała kardynalne błędy. Tyle razy powtarzał:
żebyśmy włożyli w to trochę wysiłku tylko po to, żebyś mogła rozwiązać zagadkę i stać się bohaterką miasta. - Jesteś stuknięty. Nie pracuję nad artykułem. Do informacji na temat pożaru wyznaczono Laszlo. - Skinęła głową w stronę otwartej gazety. - A ty byłabyś wniebowzięta, gdybyś mogła mu pokazać, że jesteś lepsza. To powinna być twoja działka. Przecież chodzi o twoją rodzinę. Widzę to w twoich oczach, Cassidy. Jesteś wkurzona, że Laszlo dostał tę robotę, tylko dlatego, że jest mężczyzną. - Na miłość boską, Chase, uwierz mi, że naprawdę nie szukam rozgłosu. Nie odpowiedział, tylko pochylił głowę i spojrzał na nią z góry. - Myślisz, że chciałam, żebyś tu został, bo chodziło mi o karierę? - A po co innego? - Bo... - zamilkła. Nie chciała wypowiedzieć niebezpiecznych słów, które miała na końcu języka. - Bo... - chcę się w tobie zakochać, krzyczał jej umysł, chociaż nie wiedziała, czy kiedykolwiek będzie w stanie go pokochać, ani czy on pokocha ją. Tak bardzo przyzwyczaili się do tego, żeby się ranić i żyli w oczekiwaniu kolejnej awantury, że nie potrafili sobie ufać, nawet odrobinę. - A przy okazji, on dzwonił. - Kto? - Laszlo. Rano. Kiedy pływałaś. Była zaskoczona, że Chase wie, co ona robi o szóstej rano. - Bardzo chciał ze mną porozmawiać. Zupełnie, jakby nakłoniła go do tego moja żona. Nie podniosłem słuchawki. Gadał do automatycznej sekretarki. Był niespokojny, bo chciał nowych faktów do następnego artykułu. - Powiedziałam mu, żeby przestał mnie naciskać. Jeżeli chce informacji, będzie musiał zadzwonić do ciebie. - Wspaniale. - Nie ruszył się. Przyglądał się Cassidy tak natarczywie, że ledwie mogła oddychać i prawie nie była w stanie myśleć. Stała tak blisko niego, że czuła na twarzy jego ciepły oddech. - Chcesz mnie jeszcze o coś zapytać, czy będziemy tu stali cały dzień? Zadała mu pytanie, które dręczyło ją od dnia pożaru, bo Chase zachowywał się dziwnie. - Czego się boisz, Chase? Zawahał się. - Czego? - Mijały sekundy. Cassidy nie wystraszyła się jego spojrzenia. Oddychał szybko, tak jak ona. Słyszała cichy szmer powietrza, uchodzącego z jego płuc. - Ciebie. - Ledwie usłyszała to jedno słowo. - Boję się ciebie, Cassidy. - Mnie? Dlaczego? - Nie chcę znowu za bardzo się do ciebie zbliżyć - przyznał się. - To jest niebezpieczne. Patrzyła na niego w milczeniu, z łomoczącym sercem. Mięśnie na karku Chase’a napięły się. Odwrócił wzrok. - Cholera, Cass. - Chcesz odejść, prawda? - zgadła z bólem. Jego twarz posmutniała. - Nie mam wyboru. Odsuń się, Cassidy. Nie rób ze mnie więźnia. - Chase... Odepchnął ją. - Przestań robić z igły widły. Zgodziłem się na tę twoją błazenadę. Mieszkam z tobą. Pod jednym dachem. Cholera, postanowiłem nawet, że będę udawał, że jesteśmy szczęśliwi. Ze względu na twoich rodziców. Ze względu na policję. Ze względu na całe to pieprzone miasto. Jeżeli tego chcesz... Ale kiedy jesteśmy sami chcę, żebyś dała mi święty spokój. Instynktownie podniosła rękę. Chciała bić, wrzeszczeć i kopać w mur, który między nimi wyrósł. Roześmiał się. Ponury, sarkastyczny śmiech złowieszczo poniósł się echem po pokoju. Cassidy opuściła ręce. - Pobiłabyś kalekę? - Ty użalający się nad sobą bydlaku! - No, teraz już lepiej. - Naprawdę nie wiem, co się z nami stało. - Nie chciała się poddać. - Ale wierzę, że to da się naprawić. - Małżeństwo to nie stary zepsuty pontiac, Cassidy. Obie strony muszą chcieć coś z tym zrobić. - Możesz mówić, co chcesz, Chasie McKenzie, ale ja nas nie przekreślę. - Już raz to zrobiłaś. Wzdrygnęła się. Mówił prawdę. - I dlatego nigdy mi nie wybaczysz. - Nagromadziło się między nami tyle rzeczy, że nie możemy zacząć wybaczać wszystkiego naraz. - Moglibyśmy spróbować. - Tak. Znasz przysłowie: Co nagle, to po diable. - Postawił kule przed sobą i przeszedł obok niej szybko, ale jakoś dziwnie.
- Nie - odparła ze ściśniętym gardłem. - Gdy ja ostatni raz
ciebie. Nie wiem, jak ci, dziękować za to wszystko...
kobietom drogę wyjścia zza biurka Milli mającego kształt litery „U".
absolutnie nie mogła sobie pozwolić.
trzymała dumnie uniesioną. Ledwie zamknęły się za nią drzwi, gdy
70
już przytomne, gdy oprawcy zaczynali swe dzieło. Ginęli zarówno
żałowała niczego, ani minuty ich wspólnego życia. Nie zmieniła

sobie przypomniał.

ściskając jej rękę.
Spróbowałam kiwnąć i zasyczałam od bólu.
ze skóry ze strachu, że to może być on. Nie mogła
potem Carrie. Była taka piękna, zgrabna, a on jej
- Przypuszczałem, że będziesz mi wdzięczna - powiedział,
- Ciąża to nie choroba - burknęła.
być w każdej chwili gotowa do ucieczki. Albo bała
własnym uszom.
- Ua-uuuu!!!
Dobrze, że przez szczelnie zapiętą kurtkę nie było
siedzącego na wózku w drzwiach sypialni, z
sukcesem czy porażką?
przysłowiowych laurach.
- ...branoc, Jack - rzucił od progu. Brat mu nie
wracam do Londynu, do swoich codziennych zajęć.

©2019 generis.pod-poglad.ostrowiec.pl - Split Template by One Page Love